„Looper – Pętla czasu” w reżyserii Riana Johnsona podtrzymuje zaskakująco dobry poziom tegorocznych blockbusterów. Film to o ciekawym koncepcie fabularnym, dobrze napisany i poukładany, i choć science fiction w klasycznym rozumieniu, to jednak nieprzeładowany efektami audiowizualnymi. Johnson prezentuje nam wizję przyszłości tak naprawdę w szczegółach różniącą się od świata teraźniejszego. Fakt, iż tymi niuansami są np. lewitujące pojazdy, niemniej nie rzuca się to w oczy, jest wkomponowane w futurystyczny krajobraz niejako naturalnie. W ogóle „Looper” to wykonany z głową konglomerat motywów czy wręcz pewnych archetypicznych cech, charakterystycznych i wykorzystywanych wcześniej w filmach zaliczanych do klasyki sci fi. Dodatkowo opatrzony – dość banalną i chwilami zbliżającą się do pompatycznej ckliwości, ale zawsze – refleksją nad poszukiwaniem swojego miejsca w świecie.
W miarę oglądania pojawia się jednak odczucie, że Johnson jakby zbyt wiele chciał w swoim filmie umieścić. I choć skrupulatnie logiczny oraz wyjątkowo spójny, to wydaje się popkulturowo przeładowany. Czuć delikatny przesyt. Mimo to miło ogląda się Bruce’a Willisa w niezłej formie i przede wszystkim Josepha Gordona-Levitta, jeden z największych obecnie hollywoodzkich talentów. Po dobrych rolach w „Incepcji” (2010), nowym „Mrocznym Rycerzu” (2012) oraz „Looperze” właśnie możemy się go spodziewać w kolejnych ambitnych filmach popcornowych. Ale i nie tylko, bo przecież najlepszą jak dotąd rolą błysnął w znakomitym „Pół na pół” (2011, moja recenzja) – kinie jakby nie patrzeć rdzennie niezależnym.
Moja ocena: 5,5/10
(Joseph Gordon-Levitt, kadr z filmu „Looper – Pętla czasu”, źr. Filmweb)