„Looper – Pętla czasu” w reżyserii Riana Johnsona podtrzymuje zaskakująco dobry poziom tegorocznych blockbusterów. Film to o ciekawym koncepcie fabularnym, dobrze napisany i poukładany, i choć science fiction w klasycznym rozumieniu, to jednak nieprzeładowany efektami audiowizualnymi. Johnson prezentuje nam wizję przyszłości tak naprawdę w szczegółach różniącą się od świata teraźniejszego. Fakt, iż tymi niuansami są np. lewitujące pojazdy, niemniej nie rzuca się to w oczy, jest wkomponowane w futurystyczny krajobraz niejako naturalnie. W ogóle „Looper” to wykonany z głową konglomerat motywów czy wręcz pewnych archetypicznych cech, charakterystycznych i wykorzystywanych wcześniej w filmach zaliczanych do klasyki sci fi. Dodatkowo opatrzony – dość banalną i chwilami zbliżającą się do pompatycznej ckliwości, ale zawsze – refleksją nad poszukiwaniem swojego miejsca w świecie.
opętana miłością [„Za wzgórzami”]
„Za wzgórzami”, ostatni film Cristiana Mungiu, to obraz znacznie słabszy od prawdopodobnie opus magnum rumuńskiego filmowca, czyli „4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni” (2007). Ale takowych – w sensie słabszych od rewelacyjnego zdobywcy Złotej Palmy sprzed pięciu lat – obrazów jest mnóstwo z prostej przyczyny: to film wielki, do jakiego rzadko który jest w stanie się zbliżyć, nie mówiąc o dorównaniu. Oba utwory łączy jednak sporo. Filmowa forma, naturalizm, osadzenie w społecznym kontekście, reżyserska konsekwencja, znakomite aktorstwo, motyw oddania i trudnej przyjaźni.
maman!… mal!… mort?… [„Miłość”]
Termin „arcydzieło” i nazwisko Michaela Hanekego nieodłącznie idą w parze od kilkunastu lat. Jeden z największych autorów współczesnego kina powraca z kolejnym małym wielkim filmem. Jakże różnym od monumentalnych pseudointelektualnych quasi-dzieł w postaci choćby – także nagrodzonego w Cannes, z tym że rok wcześniej – „Drzewa życia” (2011) Malicka i z wprost proporcjonalną mocą bijącym je na głowę. „Miłość”. Ascetyczna, precyzyjna i zdyscyplinowana, rozegrana praktycznie tylko na dwa głosy i zamknięta w ścianach kilkupokojowego mieszkania paryskiej kamienicy psychodrama oddziałuje na widza przygniatająco, windując przy tym ekranową prezentację intymności na kosmiczny wręcz poziom.
dzieci lubią misie… [„Ted”]
A misie co lubią? Jaranie lufek, łojenie gorzały i posuwanie słodkich idiotek w kolorze blond na zapleczu sklepu, w którym są zatrudnieni. Takie są misie – a w zasadzie jeden miś – w filmie „Ted”, Setha MacFarlane’a. Gadający, zabawny, uroczy?… Nie!… Wygadany i zabawowy – to jak najbardziej. Ale także pełen gross-outowego uroku, którego dzieci raczej nie polubią. I z którym z pewnością nie powinny mieć na razie styczności.
to moje żydy [„W ciemności”]
Im bardziej film chwalony albo im więcej nagród zdobywa – a przy tym nie oczekuję go z napięciem powodującym rozstrój żołądka – tym mniejszy mój zapał do jego obejrzenia. Efekt jest jednak taki, że prędzej czy później po dany tytuł sięgnę. Tak było ze – znakomitym skądinąd – „The Social Network” (2010), tak jest z tegorocznym „Skyfall”. Podobnie było z ostatnim filmem Agnieszki Holland. W końcu zaległości nadrobione. Zapoznałem się z jednym z najważniejszych polskich filmów zeszłego sezonu, „W ciemności”. I? Po obejrzeniu wspomnianego filmu Davida Finchera mogłem powtórzyć za filmowym Markiem Zuckerbergiem (Jesse Eisenberg) po rozmowie z Seanem Parkerem (Justin Timberlake): „Shit!…” Po filmie Holland wyrwało mi się wątłe: „Puf…”
gdyby nie juliette… [„Zakochana bez pamięci”]
Filmów w większym lub mniejszym stopniu podobnych do „Zakochanej bez pamięci” Sylvie Testud było już niemało. Wystarczy wspomnieć choćby „Dziś 13, jutro 30” (2004) albo „Ile waży koń trojański?” (2008). Wszystkie mają podobną konstrukcję fabuły, wszystkie zwieńczone są adekwatnym do całości, mniej lub bardziej łzawym happy endem, w zasadzie wszystkie są też komediami z nutką sentymentalizmu. Film Testud wzorcowo wpisuje się w tę dość wątpliwych uroków konwencję, nie wybijając się ponad stan prawie niczym. Prawie, bo nie we wszystkich tych cukierkowych filmidełkach gra Juliette Binoche.
in between [„Take This Waltz”]
O Sarah Polley nie wypada już mówić inaczej niż artystka. Aktorską klasę potwierdziła już jakiś czas temu, zwłaszcza udziałem w filmach Isabel Coixet (fanom kina popcornowego powinna się natomiast kojarzyć jako jaśniejszy punkt nieco przedumanego „Mr. Nobody” (2010)). Przed sześcioma laty próbowała swoich sił jako reżyser. Także z świetnym skutkiem. Wydany na początku października „Take This Waltz”, podobnie jak debiutancki „Daleko od niej” (2006), jest przejmującym, tętniącym uczuciami obrazem miłości zabijanej przez życie.
paryskie wędrówki [„Kobieta z piątej dzielnicy”]
Swym poprzednim filmem zatytułowanym „Lato miłości” (2004), z Emily Blunt oraz charakterystyczną aktorką brytyjską Natalie Press w rolach głównych, Paweł Pawlikowski pokazał, że posiada ciekawy zmysł estetyczny i potrafi zbudować duszącą atmosferę swego rodzaju mistycznego realizmu. Dzięki temu został uhonorowany nagrodą BAFTA i wszedł do grona filmowców, którym należy bacznie się przypatrywać. W jego ostatnim obrazie „Kobieta z piątej dzielnicy”, filmowej adaptacji powieści Douglasa Kennedy’ego, frapuje głównie owa mistyczna, intensywna aura i tak naprawdę tylko ona. Pawlikowski pragnął bowiem, by jego film epatował tak głęboką niejednoznacznością, że osiągnął efekt odwrotny. Widz przekopując się przez kolejne warstwy znaczeń opowieści, natrafia w końcu albo na litą skałę, albo na lotne piaski.
Read More “paryskie wędrówki [„Kobieta z piątej dzielnicy”]” »
łapię chwile ulotne jak ulotka… [„Jesteś Bogiem”]
…ulotne chwile łapię jak fotka
dbam, by chwile ulotne jak notka
nie uleciały jak ulotna plotka
Tak sobie myślę, że przytoczony fragment kawałka „Chwile ulotne” Paktofoniki mógłby stać się czymś na zasadzie motto tej strony. Bo i jakimi innymi są chwile obcowania z namiastką choćby sztuki? Poza autentycznym przeżyciem, dopieszczeniem estetycznych wymagań odbiorcy, uruchomieniem palety emocji – to właśnie (u)lotne momenty, intensywne, ale krótkie chwile. Chciałbym zatem, żeby ta strona za moim pośrednictwem „łapała chwile ulotne jak notka”, po to żeby „nie uleciały jak ulotna plotka” – głównie te spędzone przy utworach najbliższej mi dziedziny sztuki, czyli dziesiątej muzy, ale także wszelkich innych, między którymi a mną coś się zadziało.
Pozostając w koneksji z zacytowanym urywkiem piosenki, na początek kilka wrażeń z chyba największego przeboju kinowego wczesnej jesieni A.D. 2012, „Jesteś Bogiem” w reżyserii Leszka Dawida. Filmu, który przywraca wiarę w polskie kino.
Read More “łapię chwile ulotne jak ulotka… [„Jesteś Bogiem”]” »