Jeśli brać pod uwagę jedynie tytuł, tekst ten może się wydawać adaptacją artykułu Odrobina przyjemności, czyli o filmach rozkosznych autorstwa prof. Grażyny Stachówny. Nie śmiałbym stawać w żadne konkury z tak wybitnym znawcą filmu jak pani profesor, nie zmienia to jednak faktu, że esej jej autorstwa był dla mnie inspiratorem i motywatorem do sporządzenia własnej analizy. Przedmiotem moich rozważań stały się dzieła w analogiczny sposób wpływające na nastrój oglądającego, co słynne już filmy rozkoszne. Analogiczny, jednak, co jasne, zgoła odmienny. W tym tekście postaram się określić w podobny do profesor Stachówny sposób filmy smutne.