Imagine, adekwatnie do tytułu, pozostawia wyobraźni widza szerokie pole do popisu. Już dawno nie spotkałem się z filmem, w którym niedopowiedzenie miało o tyle większe znaczenie niż to, co „widzialne”. Dzieło Andrzeja Jakimowskiego odbiera się w zupełnie innych, jeśli mogę tak to nazwać, rejestrach percepcji. Odmiennych od tych, do których przyzwyczaiło nas kino, bazujące przecież w głównej mierze na zmyśle wzroku. Jest w Imagine kilka (czy wystarczająco wiele, to kwestia potencjalnie dyskusyjna) takich momentów, w których dzięki bombardującej nasze uszy gamie dźwięków możemy w pewnym – rzecz jasna minimalnym – stopniu stanąć na miejscu niewidomych protagonistów. Bez zamykania oczu.
(Edward Hogg, kadr z filmu Imagine, źr. Filmweb)
Zresztą nie jest to wcale wskazane. Doskonałe zdjęcia Adama Bajerskiego przesycone są wręcz kojącymi promieniami słońca. Cieszą oczy ciepłą barwą kadrów podobnie jak miało to miejsce w pierwszym filmie Jakimowskiego, Zmruż oczy (2003). Tworzą wrażenie miękkości, dzięki nim kinowy fotel staje się najbardziej przytulnym zakątkiem na świecie, krynicą błogości. Ta swoista sielskość (którą Jakimowski ożywia wcale niemałą dawką suspensu) jest znakiem firmowym reżysera. „Światło jest dla mnie nośnikiem pewnych emocji, lubię kiedy jest go dużo.” Taki sposób fotografowania ma jednak konkretne zadanie – zostawić więcej poza kadrem – i wywiązuje się z niego pierwszorzędnie. Obiektyw kamery koncentruje się przede wszystkim na postaciach – ich twarzach, gestach, sposobie poruszania się, pełnych skupienia i ostrożności, ale tez dokładności ruchach.
I naturalności. Nie dziwi to w przypadku niewidzących naturszczyków, za to wzbudza uznanie jeśli chodzi o grę Edwarda Hogga i Alexandry Marii Lary – zdyscyplinowaną, gruntownie przygotowaną (artyści pracowali z niewidomymi instruktorami). Od czasów kongenialnego występu Ala Pacino w Zapachu kobiety (1992) nie przypominam sobie lepiej zagranych niewidomych. Natomiast wątek rodzącego się uczucia między odgrywanymi przez nich Ianem i Evą od początku ciekawie koresponduje z tytułem filmu. Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić – czy oni sami mogą to zrobić – jak wyglądać mogłoby życie dwojga ludzi, pozbawionych tak prymarnego przywileju natury, jakim jest wzrok?
(Alexandra Maria Lara i Edward Hogg, kadr z filmu Imagine, źr. Filmweb)
Jakimowski jednakże przede wszystkim – i w swoim stylu – opowiada o rzeczach ważnych, ale na pierwszy rzut oka (czuje się trochę nieswojo używając tego frazeologizmu przy ocenie Imagine…) niedostrzegalnych. Każe nam pochylić się nad sytuacją osób niewidzących. Czyni to jednak bez cienia litości czy choćby śladu protekcjonalnego dydaktyzmu. Jest za to podbudowana pokładami empatii równość i pełen szacunku podziw. „Ian uczy tego, czego i my sami powinniśmy się uczyć. Uczy myślenia, wrażliwości, twórczej wyobraźni bez której nie bylibyśmy w stanie poznać nawet świata fizycznego.” Ustami swojego bohatera reżyser zwraca się do widza: „Wyobraź to sobie”. Takim podejściem zaciera granicę miedzy „patrzeć” a „widzieć”. Zbliża nas do niewidomych, tworząc ów znany ze Sztuczek (2007) „magiczny” nastrój.
I intryguje niejednoznacznościami. Postępowanie Iana może chwilami budzić wątpliwości. Ale czy jego nadrzędnym celem nie jest zachęcić swoich podopiecznych do przełamania lęku (lub wstydu, jak w przypadku Evy) przed światem; przekonać ich do polegania na pozostałych zmysłach, a wiec tak naprawdę na sobie; nauczyć ich wiary w siebie, by mogli przełamywać bariery będącej permanentnym wyzwaniem codzienności; dać im namiastkę swego rodzaju wolności czy może bardziej niezależności, tylko i aż w postaci chodzenia bez dzierżonej w dłoni, składanej białej laski. Poczucie tej wolności Ian okupuje odrapaną i posiniaczoną twarzą oraz ciągłym udowadnianiem (po części także sobie) skuteczności swojej metody funkcjonowania w społeczeństwie. Przy głośnym akompaniamencie dźwięcznie stukających o bruk twardych podeszew butów idzie naprzód z podniesioną głową i lekkim uśmiechem na ustach. Bo wie, że warto. W końcu, według Andrzeja Jakimowskiego, „wszyscy jesteśmy trochę niewidomi”.
Niezwykle z Imagine filmowe doświadczenie, niecodzienne. Polecam.
Moja ocena: 7,5/10
(Edward Hogg i Alexandra Maria Lara, kadr z filmu Imagine, źr. Filmweb)
Uwaga: cytaty pochodzą z magazynów „Kino” (nr 4/2013) oraz „Film” (nr kwiecień 2013)
Zacny tytuł, Milordzie.
Zaiste, w końcu doczekaliśmy się stylisty w polskim kinie 🙂