Zaryzykuję trącące uszczypliwością stwierdzenie, że zdolności reżysersko-scenariopisarskie Bena Afflecka wydają się odwrotnie proporcjonalne do jego umiejętności aktorskich. Bo albo bierze udział w produkcjach mocno wątpliwej jakości („Gigli” (2003), „Daredevil” (2003)), albo – mówiąc niepoetycko – robi z siebie na ekranie idiotę („Gigli” (2003), „Przetrwać święta” (2004)). Natomiast jego – nazwijmy to – poważne aktorstwo ograne jest w zasadzie na kilku nutach. Nie zmienia to faktu, że sam potrafi robić naprawdę godne uwagi, solidne obrazy. „Gdzie jesteś, Amando” (2007) i „Miasto złodziei” (2010) zostały docenione w filmowym świecie. Jedna z ostatnich obejrzanych przeze mnie premier 2012 roku, „Operacja Argo” autorstwa właśnie Afflecka, jest jednocześnie jego najlepszym filmem.
(John Goodman, Alan Arkin i Ben Affleck,
kadr z filmu „Operacja Argo”, źr. Filmweb)
Będący w pełni sezon oscarowy, przyniósł „Operacji Argo” szereg prestiżowych nominacji (w tym – co ciekawe, ale jednak nie o dziwo, bo trzeba przyznać rola Tony’ego Mendeza jest jak dotąd jedną z jego najlepszych – aktorskie wyróżnienie BAFTA dla Afflecka), z których kilka może przeobrazić się w różnokształtne statuetki. Film jest bowiem jedną lepszych robót montażowych od czasu „The Social Network” (2010). Affleck kapitalnie panuje nad rozbudowanym momentami scenariuszem, czego najlepszym przykładem jest sekwencja, w której kapitalnie splecione są uzupełniające się sceny czytania skryptu do fikcyjnej produkcji filmowej, młodej Iranki, atakującej USA politycznym manifestem i doniesień telewizyjnych wiadomości, dotyczących sytuacji na Bliskim Wschodzie. Affleck pilnuje, by widz nie zgubił się w gąszczu prezentowanych wydarzeń i udaje mu się to doprawdy znakomicie. Ponadto potrafi utrzymać oglądającego w napięciu do ostatnich minut i to bez uciekania się do najprostszych środków wyrazu, takich jak kongruentna muzyka (lecz absolutnie bez wycieczek do znakomitych kompozycji Alexandre’a Desplata) czy rwany montaż konkretnych scen.
Affleck składa też – podszyty pewną dozą subtelnego sardonizmu, ale i wypełniony sympatią oraz nostalgicznym szacunkiem – hołd hollywoodzkim produkcjom przełomu lat ’70 i ’80. W tym elemencie pomagają mu wydatnie znakomite role Johna Goodmana i Alana Arkina, postaci wyjętych wręcz z tamtego okresu. Ponadto w znanym sobie stylu umieszcza w filmie opowieść o moralnym wyborze i lojalności wobec ludzi, zasad i siebie. Oglądając „Operację Argo” przyszedł mi na myśl serial „Misja Afganistan”, w którym w jednym z odcinków protagonista dokonuje podobnej Tony’emu Mendezowi samowolki. Nie przymierzając z różnych względów, niemniej niech miarą różnicy klasy tych produkcji będzie umieszczony weń, podobny gest. W polskim serialu podszyty jest głupotą, w „Operacji Argo” – kontekstem. Jeden z lepszych filmów roku.
Moja ocena: 7/10
(Ben Affleck podczas pracy nad filmem „Operacja Argo”, źr. Filmweb)