Film o powstawaniu jednego z najwybitniejszych dzieł wielkiego Alfreda Hitchcocka trochę zawodzi. Najmocniejszą stroną obrazu Sachy Gervasi jest niewątpliwie owo ciekawostkowe przedstawienie genezy „Psychozy” (1960) – od chwili, gdy w ręce „Hitcha” wpadł książkowy pierwowzór autorstwa Robert Blocha, przez proces filmowania i potyczki ze studiem (może to dać powód do zastanowienia, jak wiele dzieł nigdy nie powstało poprzez działanie cenzury), po szczegółowo rozplanowany przez „mistrza suspensu” sposób dystrybuowania filmu. Po prostu fajnie jest zobaczyć na ekranie potwierdzenie filmowych legend. Ale na tym w zasadzie pozytywy „Hitchcocka” się kończą.
No, przepraszam – warto jeszcze wspomnieć o dobrych występach zawsze znakomitej Helen Mirren i dość jednostajnie monumentalnego, ale przyciągającego uwagę Anthony’ego Hopkinsa. Albowiem próby wplecenia w biograficzną opowieść elementów obyczajowego dramatu wypadają bardzo blado, a psychologicznego thrillera – pretensjonalnie i trochę żałośnie. Gervasi jest w swoich rozważaniach nazbyt oczywisty, powierzchowny i nieprzekonujący. Przez to jego „Hitchcock” ani ziębi, ani parzy.
Moja ocena: 6/10
(Anthony Hopkins, kadr z filmu „Hitchcock”, źr. Filmweb)